Nie dlatego, że są męskimi szowinistycznymi prosiakami (dzień dobry!), ale że nie są mężczyznami.

„Konia po słabym jeźdźcu, a wdowy po dobrym szkoda dosiadać” -przysłowie staropolskie.

„Samych piątek w szkole i z dziewczynkami samych przyjemności” – życzenia od sąsiada, kiedy uczniem będąc wracałem do domu po pasterce (w sensie z Mszy Pasterskiej 24/25 grudnia)

„Kobiecie trzeba założyć chomąto. Tak robili do XII wieku polscy chłopizakładali babom chomąto i orali nimi pole!” – Fred z „Chłopaki nie płaczą”.

„Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj!” – Boguchwał z Brukalic.

Natrafiam czasami na jakieś opowieści dziwnej treści i żałuję potem, że na nie natrafiłem, bo życie i bez tego bywa łez padołem, a tu serce się kraje. Przykładowo:

„25-letnia matka przyszła do pogotowia opiekuńczego w Tarnowie i zostawiła w nim czwórkę swoich dzieci. – Weźcie je sobie, nie chcę ich wychowywać, nie chcę się nimi zajmować, nie mogę ich utrzymywać – powiedziała pracownikom placówki. Najmłodsze dziecko ma nieco ponad rok. Najstarsze sześć lat. Gdy personel zobaczył dzieci okazało się, że potrzebują pilnej opieki lekarskiej. Teraz dzieci mają już dobry kontakt z opiekunami”.

Nie mówię, że kto nie porzucił czwórki dzieci, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem, bo wyszłoby, że tylko Kaz Marcinkiewicz nie może, ale – nie znając szczegółów sprawy – dawniej osoba 25-letnia mogła być już dojrzałą kobietą, a dziś całe nasze społeczeństwo jest zinfantylizowane (sam nie jestem bez winy i wiele w kwestii dojrzewania ku męskości zawdzięczam mojej anielsko cierpliwej żonie – pisząc tak zabezpieczam się na wypadek, gdyby miała sprawdzić, co piszę). Najstarsze dziecko ma sześć lat czyli urodziła mając lat 19 zatem kiedy sama była dzieckiem, a potem było już z górki. Napisał ktoś w komentarzu, ze z samego 500+ dostaje 2 tys PLN miesięcznie – daj Panie Boże każdemu, za 2 tysiące na miesiąc mozna utrzymać czwórkę dzieci, ale musiałyby to być funty, a nie złotówki plus brytyjska opieka socjalna, primarki z ubrankami za funta, dopłaty do złobka, przedszkola, mieszkania itd.

A zresztą, równie ważne jak pieniądze jest wsparcie psychiczne, codzienna pomoc – gdzie jest ojciec albo ojcowie tych dzieci? Owszem, dziewczyna powinna już wiedzieć, jak dochodzi do zapłodnienia, ale jak już doszło, to chyba z jakimś facetem. I gdzie on teraz jest? Nie, zebym pochwalał lekkomyślność, ale chyba zdecydowanie łatwiej jest chłopakowi wykorzystać dziewczynę pod tym względem i potem uciec od odpowiedzialności niż odwrotnie (nie mówię tu o środowisku Krytyki Politycznej czy podobnych, bo tam być może i pod tym względem jest na opak).

Ponadto potrzebne sa babcie i dziadkowie. Pamiętam, jak kiedys jakaś dziewczyna opowiadała, że kiedy ojciec dowiedział się, że zaszła w ciążę, to ją z domu wyrzucił – jak zaszła, to szkoda już dokonana i wtedy trzeba nie wyrzucać, ale pomóc, przyprowadzić za ucho kawalera z krótkim zapłonem i takie tak różne. Motyw ten sam od wieków, ale gdyby mężczyźni szanowali kobiety, to takich nieszczęść byłoby mniej.

A takie feministki? nie mówimy tu o marksistowskich działaczkach, ale o ich ofiarach. A zresztą, słynna amerykańska komunistka i feministka Angela Davies, swego czasu piękna (jak ktoś lubi murzynki) i błyskotliwa studentka o wielkim potencjale, padła niestety ofiarą intelektualnego zwiedzenia przez Herberta Marcuse (skądinąd  wyjątkowego bandziora) i całe jej życie uległo nieodwracalnemu zwichnięciu.

Red. Michalkiewicz żartuje, że za feminizm w Polsce odpowiada dwóch mężczyzn: Ludwik Dorn, swego czasu trzeci bliźniak Kaczyńskich, były narzeczony Kingi Dunin oraz Cezary Michalski, były mąż Manueli Gretkowskiej, która odkąd opuściła ją wena, stara się udowodnić, że powiedzenie „kląć jak szewc” straciło na ostrości. Obawiam się, że w anegdocie starego dziada więcej jest prawdy, niż mogłoby się z pozoru wydawać.

Weźmy taką panią Sylwię Spurek, bojowniczkę o wolność od męskich końcówek. Owszem, kojarzy mi się z Paszczakiem z książek o Muminkach, ale przecież nie taka potwora potrafi znaleźć swojego amatora, a jednak jest tam w tle jakas nieszczęśliwa miłość i miast się z tego otrząsnąć, idzie dziewczyna w kierunku opisanym w bajce Ezopa o cierpkich winogronach i potem dostaje biedna maila z mojej firmy, iż zgodnie z oficjalnym stanowskiem wyrażonym w uchwale zarządu, uważamy za intelektualne ameby i ją i jej wyborców. A przecież można było tego uniknąć.

Idzie jakas bidula w marszu pod hasłem „Precz z preczem”, przed nią mało rozgarnięty Seweryn Blumsztajn z plakatem „pierdolę nie rodzę” (co jest oczywiste, wszak „Gazetę Wyborczą” stworzono, by pierdolić oralnie), a ona trzyma napis „Mam cipkę”. No dobrze, masz to jej pilnuj, ale coś tam jest chyba nie tak, jeśli akurat na tym fakcie opierasz swoją samoocenę.

Albo idą dziewczynki, nastolatki i klną, że furmanowi i jego koniowi uszy by oklapły. A dlaczego? Przyczyna uważam jest taka, że ich niewychowani koledzy szkolni i inni nie wzdragają się przed przeklinaniem w ich obecności. Za moich czasów każdy chłopak każdorazowo spowiadał się z używania brzydkich wyrazów, ale przeklinalismy wyłącznie w męskim gronie, nigdy w obecności dziewcząt – niezależnie, czy były one chude, pulchne czy piegowate, z długimi warkoczami do ciagania czy z kucykami, w obecności dziewcząt takich rzecz się nie robi i tyle. A tak, to przez chamowatych chłopaków mamy wulgarne dziewczęta – nie odwrotnie.

 

Tak to jest, drodzy Państwo, a Panowie w szczególności – bo jak się ma żonę, to trzeba czasem pobrusić, o czym nas poucza lektura księgi henrykowskiej z 1241 roku.