[ czyli jak rusofobia odmóżdża i sprowadza politykę polską do poziomu odruchów wegetatywnych ]

 Szef polskiej dyplomacji w wywiadzie dla portalu Kresy.pl mówi o tym, że w stosunku do Litwy i Ukrainy będzie posługiwał się dyplomacją i perswazją, a nie ultymatywnym stawianiem sprawy, że obecnie nie dostrzega gloryfikowania banderyzmu na Ukrainie, liczy na porozumienie TTIP i chciałby, żeby flaga USA powiewała w Polsce nie tylko nad ambasadą i konsulatami.

 

 

Kresy.pl: Panie ministrze, jakie będą działania polskiej dyplomacji ws. Nowego Jedwabnego Szlaku w kontekście wizyty prezydenta Dudy w Chinach?

Witold Waszczykowski: MSZ zarekomendowało zaakceptowanie tej koncepcji rządowi i będzie ona analizowana. Rzeczywiście, propozycje jakie przedstawili Chińczycy polskiemu prezydentowi w czasie jego wizyty są na razie bardzo obiecujące i kuszące. W związku z tym chcielibyśmy podjąć próbę ich realizacji. Chińczycy deklarują gotowość dużych inwestycji w bardzo interesujące nas dziedziny gospodarki, głownie infrastruktury, w tym również morskiej, bardzo zaniedbanej przez poprzedni rząd. To dla nas bardzo ciekawe oferty. Zobaczymy jak sprawdzą się w życiu. My deklarujemy otwartość.

Zgadza się Pan ze słowami prezydenta, że Nowy Jedwabny Szlak jest projektem wizjonerskim, w którym Polska chce odgrywać kluczową rolę?

 Jest to na pewno bardzo ciekawy pomysł, ponieważ nie spodziewaliśmy się takiej otwartości i chęci realizowania takich inwestycji przez stronę chińską. W ostatnich latach mieliśmy raczej negatywne doświadczenia w tej kwestii, m.in. niesławny udział koncernu Covec przy budowie autostrady. Dlatego patrzymy na to z ostrożnością, ale optymistyczną i z pewną nadzieją.

Nie dostrzega Pan zagrożenia w tym, że jest to jednak pewna polityka Chin w reakcji na działania USA na Zachodnim Pacyfiku? Zdaniem części ekspertów ten projekt stoi dużej  kontrze do interesów Waszyngtonu.

Wszystko będzie zależało od obecności chińskiej i struktury własności tych inwestycji. Będziemy oczywiście ostrożnie się temu przyglądać i ostrożnie wydawać decyzje. Natomiast, niestety, my nie widzimy większej aktywności Stanów Zjednoczonych w tej części Europy. Myśmy od lat zachęcali Amerykanów do zwiększenia swojej obecności. Wielokrotnie mówiłem Amerykanom, że bylibyśmy chętni do tego, żeby widzieć amerykańską flagę powiewającą nie tylko nad ambasadą i konsulatami, ale również nad wieloma innymi inwestycjami. Ale jak widać, Amerykanie niespecjalnie palą się do zaangażowania się w tej części Europy, oczywiście oprócz względów wojskowych. Jesteśmy poza pierwszą 30 partnerów handlowych USA.

Czy Polska będzie podejmowała jakieś działania na rzecz zmiany tego stanu rzeczy?

Już podejmujemy zachęcając Amerykanów do większej współpracy. W pewnym sensie liczymy też na porozumienie TTIP, które może przynieść pewne korzyści. Chociaż nie tyle ze względu na zniesienie barier, bo one aż tak naszym podmiotom gospodarczym nie przeszkadzają. Większą przeszkodą są wszelkiego rodzaju opłaty za certyfikaty, które trzeba uzyskać w USA, gdyby nasze podmioty gospodarcze chciały tam działać. Przeszkadzają oczywiście wizy. Nasi pracownicy, gdyby pracowali w Stanach w naszych przedsiębiorstwach, które chciałyby tam zainwestować, musieliby cyklicznie wracać do Polski i je odnawiać. TTIP może przyczynić się do pewnych pozytywnych przemian, ale mamy świadomość, że nie należy oczekiwać rewolucji.

Nie obawia się Pan, że TTIP może stanowić pewne zagrożenie dla polskich przedsiębiorców i nie tylko? Chodzi m.in. o groźbę pozywania polskich firm, a nawet Polski, przez zagraniczne koncerny.

Jest kilka zagrożeń, a to jest jednym z nich. Wielkie korporacje mogą dochodzić swoich praw i roszczeń przeciwko państwu polskiemu albo polskim podmiotom, jeśli uznają, że nasza działalność gospodarcza narusza ich interesy. Może to być kwestia podobnych nazw czy obszarów działania, uznanie, że kopiowane są jakieś rozwiązania. Oczywiście jest to brane pod uwagę. Istotnym problemem jest rolnictwo, nie tylko polskie, ale i europejskie, które jest dotowane. To europejskie zmierza w stronę bardziej bio- i Eko-rolnictwa, które nie chce żywności modyfikowanej genetycznie i nie chce oprzeć produkcji żywności na soi i tofu. To wszystko jest dostrzegane.

Jeśli chodzi o nasz region, czy widzi Pan możliwość pogłębienia współpracy z państwami Grupy Wyszehradzkiej?

To chcemy robić – jeszcze jako posłowie opozycji zaproponowaliśmy państwom nie tylko z Grupy Wyszehradzkiej, ale z szerszego regionu, włącznie z Rumunią czy Ukrainą, budowę euroregionu Karpaty. Chodzi tu o szerszą koncepcję: w Europie jako euroregiony określa się często strefę transgraniczną, po obu stronach granicy, natomiast my mówimy o regionie obejmującym większą grupę państw wokół Karpat.

Dlaczego akurat w taki sposób?

Ponieważ tutaj są problemy z ekologią, ze stanem wodnym, który może pomagać, a może również szkodzić, np. poprzez powodzie. Są również problemy z komunikacją, ponieważ w naszej części Europy rozwija się ona najczęściej w ciągu wschód-zachód, a powinniśmy mieć połączenia północ-południe, od Skandynawii po Bałkany. Ta koncepcja jest rozwijana od lat: najpierw politycznie poprzez europarlamentarzystów i parlamentarzystów. Dziś, mając władzę, jest możliwość realizowania takich projektów regionalnych.

Tylko czy nie będzie tu pewnego konfliktu interesów? Chociażby dlatego, że np. Węgry prezentują odmienne stanowisko m.in. w sprawie konfliktu na wschodzie Ukrainy, samej Ukrainy czy relacji z FR. Ich relacje z Ukrainą są raczej mocno ograniczone, nie udzielają jej żadnego bezpośredniego wsparcia - w przeciwieństwie do Polski. Premier Orban rozmawia z prezydentem Putinem, a Węgry nawiązały współpracę z Rosją w kwestii rozbudowy elektrowni atomowej w Pacs.

Nie zgadzam się z tym. Węgry są małym państwem i nie są zainteresowane jakąś wielką grą o Ukrainę. Podnoszą kwestię opieki i ochrony swojej mniejszości w tym kraju. Nie widzę tu żadnej niechęci do Ukrainy. Poza tym wszystkie państwa naszego regionu popierają sankcje przeciwko Rosji, piętnując ją za pogwałcenie porozumień międzynarodowych i Karty Narodów Zjednoczonych i zaatakowanie Ukrainy. Jest jednolita współpraca wszystkich naszych państw w ramach UE w kwestii sankcji przeciwko agresorowi.

Czy w takim razie Polska będzie w przyszłości występowała o zaostrzenie, przedłużenie sankcji nałożonych na Rosję?

To kwestia poza dyskusją. Sankcje wejdą na następne półrocze, gdyż Rosja nie realizuje porozumienia mińskiego, do którego końca został niespełna miesiąc. Rosja nie wykonała swoich zobowiązań, nie dopuszcza ukraińskich strażników granicznych na granicę Donbasu z FR. Nie wycofano ani żołnierzy, ani sprzętu i nie pozwala się Ukraińcom przeprowadzić wyborów samorządowych w Donbasie. W Europie jest powszechna akceptacja aby sankcje były kontynuowane.

A jeśli chodzi o stanowisko Polski względem konfliktu w Donbasie, czy Polska w jakiś sposób będzie zamierzała współuczestniczyć  w jego rozwiązywaniu?

Jeśli pojawi się nowa formuła rozwiązywania tego konfliktu. Na razie obowiązują dwie stare formuły: format normandzki – Francja, Niemcy, Ukraina Rosja, w którym wszyscy deklarują chęć, by go kontynuować i format miński, który nie wiadomo, czy będzie kontynuowany. Jeśli będzie próba stworzenia nowego formatu, to już wcześniej wyraziłem opinię, że Polska powinna w nim uczestniczyć. Dlatego, że jesteśmy krajem najbardziej dotkniętym tym konfliktem – jedynym w ramach UE sąsiadującym jednocześnie z agresorem i ofiarą. Jakakolwiek eskalacja tego konfliktu będzie oddziaływać na nas.

Uważa Pan, że w sytuacji zajmowania przez Polskę jednoznacznego stanowiska w sprawie tego konfliktu jest to możliwe? Polska mogłaby być tu arbitrem?

Nie chodzi o to, żeby być arbitrem. Stanowisko Polski jest jednoznaczne z oczywistych względów: to nie Ukraina napadła, tylko Rosja. To ona wysłała zielone ludziki, które zaanektowały Krym i ona podżegała do wojny rebeliantów, wyposażyła ich w broń, w tym ciężką. Stanowisko Polski nie może być inne. Większa część świata jednoznacznie określiła Rosję jako agresora, napiętnowała ją sankcjami. Mamy takie samo stanowisko jak Niemcy, Francja, a te państwa uczestniczą w rozmowach i poszukiwaniu pokoju pomiędzy Rosją a Ukrainą.

Przy czym one nie wypowiadają się pozytywnie m.in. w kwestii wysyłania broni na Ukrainę. A to postulowała m.in. strona amerykańska.

My też nie wysyłamy broni na Ukrainą, natomiast jesteśmy gotowi pomagać jej i pomagamy w reformach, m.in. wymiaru sprawiedliwości, administracji, samorządów, w kwestiach finansowych, budżetowych i innych. Jesteśmy też członkiem programu NATO, dotyczącego szkolenia w Polsce żołnierzy ukraińskich. Szereg innych krajów posłało swoich szkoleniowców na Ukrainę. Tak więc zachowujemy dość umiarkowaną postawę.

Mimo wszystko postawę, która powinna wygenerować jakieś konkretne korzyści dla Polski. Jakie widzi Pan potencjalne korzyści z tego rodzaju działalności?

Potencjalną korzyścią jest utrzymanie wolnej, niepodległej, demokratycznej Ukrainy. Jeśli utrzyma się ona jako kraj niepodległy, jeśli zacznie realizować układ stowarzyszeniowy z UE na początku przyszłego roku, wprowadzi w życie szereg reform, to jest to olbrzymia korzyść dla bezpieczeństwa Polski. Im bardziej wolna, demokratyczna i współpracująca z Zachodem Ukraina, tym większe bezpieczeństwo Polski i mniejsze zdolności imperialnej Rosji. Między tym jest bezpośrednia zależność.

Pana zdaniem w tej kwestii ma znaczenie zachowanie integralności terytorialnej Ukrainy?

Oczywiście, ale w tej chwili jest problem, jak zmusić Rosję, by tę integralność Ukrainie przywróciła. Możemy jedynie wykorzystać nacisk dyplomatyczny całego świata i sankcji gospodarczych. Nikt nie chce w tej chwili podejmować jakichkolwiek działań zbrojnych przeciwko Rosji. Ona oczywiście oszukuje i kłamie utrzymując, że aneksja Krymu została dokonała w wyniku samookreślenia się tamtejszej ludności. Również w Donbasie nie doszło do żadnego samookreślenia się ludności, bo to mniejszość prorosyjska doprowadziła do rewolty, wyganiając pozostałych, którzy chcieli być częścią państwa ukraińskiego. Mamy więc do czynienia z tego typu polityką imperialną, która kilka lat temu była skierowana przeciwko Gruzji, dziś przeciwko Ukrainie, a niedługo być może przeciwko innym krajom – zgodnie z koncepcją prezydenta Putina dotyczącą odbudowy tzw. ruskiego miru.  Stoją za tym imperialne koncepcje Aleksandra Dugina i innych. Niestety, Rosja nie jest obecnie krajem przyczyniającym się do stabilności i pokoju w naszej części Europy.

Co do kwestii krajów bałtyckich, to strona amerykańska, będąca niejako gwarantem bezpieczeństwa m.in. państw naszego regionu, wysyłała sygnały. Mówił o tym m.in. George Friedman z agencji Stratfor, a gry wojenne prowadzone przez USA wykazały, że państwa bałtyckie, nieposiadające tzw. głębi strategicznej, są nie do obrony.Jak w takim wypadku Polska powinna odnosić się do współpracy z Litwą, która dyskryminuje polską mniejszość, a w zakresie szkolnictwa prowadzi działania dążące do wyrugowania polskości z Litwy. Czy jest zasadne budowanie jakiegoś partnerstwa wojskowego z Litwą, posiadającą maleńką armię i negatywnie nastawioną do polskości?

To duża przesada. Oczywiście z Litwą mamy problemy – nie realizuje standardów europejskich. Tu Polska przed laty popełniła błąd, nie stawiając Litwie tych warunków, gdy wchodziła do UE. Zakładano, że wraz z wejściem do Unii Litwa automatycznie te standardy zrealizuje. Będziemy tę kwestię podnosić i domagać się, aby europejskie rozwiązania dotyczące mniejszości zamieszkujących to państwo były wykonywane.

A co jeśli Litwa nie zgodzi się na to?

Tu mówimy jednoznacznie, że żadna sytuacja międzynarodowa nie może być wymówką do tego, aby tych unijnych standardów nie realizować. Natomiast nie możemy też doprowadzić do takiej sytuacji, gdzie Litwa będzie oddana na pastwę Rosjan. Razem jesteśmy w NATO, w UE – należy to rozwiązywać w ramach tych instytucji, również w ramach stosunków bilateralnych poprzez spokojną perswazję i domaganie się  realizacji zobowiązań. Natomiast na pewno nie poprzez jakieś ultymatywne stawianie sprawy i szantażowanie Litwy jakimś oddaniem na pastwę rosyjskiego imperializmu. Tu należy znaleźć wyjście pośrednie, które będzie służyło naszym interesom, zarówno w kwestii bezpieczeństwa jak i Polaków mieszkających na Litwie.

Czy w sytuacji, gdy Litwa po prostu powie „nie” i będzie dalej realizować swoją dotychczasową politykę względem mniejszości polskiej, widzi Pan minister jakieś środki nacisku, które  mogłyby ją zmienić?

W dalszym ciągu dyplomacja, dyplomacja i jeszcze raz dyplomacja. Będziemy do skutku perswadować Litwinom, że zachowanie części Polaków, których Litwini oskarżają, że są prorosyjscy, jest skutkiem nieprzejednanego litewskiego zachowania, a nie przyczyną problemu. To jednak wymaga cierpliwej dyplomacji, perswadowania i rzeczywiście ze względu na wspólne zagrożenie zewnętrzne lepiej jest tak ułożyć nasze sprawy, aby nas nie dzieliły, a łączyły.

Pana zdaniem można te kwestie odnosić również do Ukrainy, która w wielu aspektach tłumaczy się m.in. z wolnego tempa reform właśnie kwestią zagrożenia ze strony rosyjskiej? Tutaj dotyczy to również kwestii gloryfikowania neobanderyzmu, w czym uczestniczą przedstawiciele najwyższych władz państwowych, w tym prezydent Poroszenko, dla których UPA to „bojownicy o wolność Ukrainy”.

Ja aż tak nie dostrzegam gloryfikowania banderyzmu na dzisiejszej Ukrainie. Raptem kilka procent osób w ogóle wie, co to był banderyzm.

To zależy w którym regionie.

Nawet i w zachodniej Ukrainie…

Tam jest to około 90 procent.

… nawet na zachodniej Ukrainie. Po drugie, niestety w wyniku błędnej przez lata oświaty i propagowania, dla wielu tych ludzi banderyzm został przedstawiony jako ruch patriotyczny. Po trzecie, dzisiaj w wielu przypadkach przyjmuje się go, czy jak Pan mówi gloryfikuje, jako skierowany przeciwko Rosji, a nie przeciw Polsce. To nie znaczy jednak, żebyśmy lekceważyli sprawę. Przy wszystkich rozmowach ze stroną ukraińską wypominamy tę sprawę i przypominamy, żeby nie dopuścić do takiej sytuacji, kiedyś w przyszłości, nawet kiedy ze skutkiem pozytywnym przeprowadzą reformy gospodarcze, staną się kandydatem do Unii czy do NATO, to właśnie nierozwiązane kwestie historyczne będą im przeszkadzać w dostaniu się do UE. Pokazujemy przykład Litwy, gdzie problemy są nierozwiązane, pokazujemy przykład Macedonii, która dziś mogłaby kandydować do NATO, ale ze względu na nieuzgodnienie z Grecją nazwy swego państwa to się na niej mści. Ukraińcy mają tę świadomość i od nich zależy, jak do tego podejdą, jak będą realizowali normy i standard europejskie. Czy może kiedyś, za lata, nie okaże się to jedną z przeszkód, która zatrzyma ich drogę do UE i NATO.

Czy jednak w takim razie nie powinno to już teraz być powiązane z jakimiś reakcjami ze strony polskiej? Nie tylko w kwestiach, o których Pan mówił…

Taka reakcja dyplomatyczna jest, natomiast dzisiaj nie widzę innych środków poza tym, żeby przypominać, perswadować.  W każdej wizycie, w każdym wystąpieniu na terytorium Ukrainy zwracamy uwagę na te sprawy.

A przykładowo, kwestia wycofania naszej pomocy, o której Pan minister mówił? Taki wariant jest brany pod uwagę?

Nie jest brany pod uwagę, dlatego, że jest dla nas istotne, żeby Ukraina utrzymała się jako państwo niepodległe i demokratyczne, sprzyjające nam i współpracujące z nami. Tu trzeba stosować środki ostrożnie, w sposób umiejętny, aby nie wylać dziecka z kąpielą, a jednocześnie pomagać Ukrainie w utrzymaniu jej suwerenności  i niepodległości, a przy tym przypominać o pewnych kwestiach historycznych między Ukrainą a Polską, które powinna rozwiązać.

Jak w takim razie będzie podnoszona kwestia praw Polaków na Białorusi? Będą jakieś kroki na rzecz wspierania tzw. opozycji demokratycznej w tym kraju czy jednak będzie koncentracja na obronie interesów i praw Polaków?

Biorąc pod uwagę sytuację, że sankcje europejskie nałożone na Białoruś zostały zawieszone, chcemy podjąć rozmowy, chcemy uzyskać wiedzę na ile zmienia się postawa białoruska wobec Europy i wobec Polski, czy władze nadal będą utrzymywać nieprzejednaną postawę m.in. wobec Związków Polaków, czy jednak przeszli jakąś refleksję i będą chcieli nawiązać jakąś współpracę. W tej chwili na trzy tygodnie jest to kwestia do sprawdzenia. W przyszłym tygodniu, w poniedziałek (wywiad przeprowadzono w ubiegłym tygodniu – red.) będę miał okazję widzieć się z ministrem spraw zagranicznych Białorusi i wysondować stanowisko Białorusi.

Chciałem jeszcze zapytać o dr hab. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, który jest Pana doradcą. Mówił on m.in., że polska mniejszość na Litwie jest przeszkodą w zbudowaniu poprawnych relacji na linii Warszawa-Wilno. Co sądzi Pan o jego wypowiedziach?

Nie recenzuję wypowiedzi moich doradców. Korzystam z ich rad, ale nie wszystko muszę podzielać.Są tylko doradcami, a nie moimi podległymi pracownikami.

W każdym razie nie uważa Pan, że Polacy na Litwie są przeszkodą w relacjach polsko-litewskich?

Jak już mówiłem, zachowanie Polaków jest skutkiem pewnych działań litewskich, nie jest przyczyną. Wszelkie zagrożenie z zewnątrz, które z jednej strony łączy Polskę i Litwę, nie może być wymówką dla strony litewskiej do niewprowadzania w życie norm i standardów europejskich.

Jakiś czas temu Reuters, a dokładniej jej warszawski korespondent, podała informację, że według źródła bliskiego kierownictwu PiS, Polska rzekomo miałaby zwiększyć swoje zaangażowanie na Bliskim Wschodzie w zamian za dane zachodnich agencji wywiadowcy na temat katastrofy smoleńskiej.

Nie słyszałem o czymś takim. To była jakaś plotka, nic mi o tym nie wiadomo.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję bardzo.

Rozmawiał Marek Trojan