... kryptopisowca, bo od lat głosuję na tych gamoni i nieudaczników.

 

Do samej partyi wszelako nie przynależę, bo po pierwsze nie miał mnie kto rekomendować, zwłaszcza w swietle mojego zadawania się z korwinowcami i narodowcami ( kto pamieta starożytny dowcip: „ proszę księdza, zadawałem się z wiewiórą” ), a po wtóre, nieuleczalnie niski poziom oportunizmu i zbyt wysoki stopień samodzielnego myslenia dyskwalifikują mnie jako ewentualnego członka partii wodzowskiej ( żeby nie bylo, że walę tylko w jeden bęben, dokładnie z tych samych powodów nie należę do KNP [ = tylko Korwin i monarchia absolutna czyli proszę nie rozsmieszać ].
Ograniczając się do samych prezydentów „wolnej Polski”: najpierw sowiecki agent, potem naturszczyk i esbecki zakładnik, po nim dwakroć wybierany „plastikowy komuszek”, obecny prezydent to bul i brak nadzieji,chyba że jest się ze WSI i między nimi jak dyament w popiele s.p. Lech Kaczyński, jedyny polski prezydent godny tego miana.
Wiem, wiem, proszę nie brechać, traktat lezboński, karesy z banderowcami i szaulisami, prawie że zdrada polskich Kresow, filoeskimosizm-Kalksteinizm do porzygania ( chanuka w Sejmie, Świątynia Holokaustu w Warszawie, wstrzymacje ekshumacji w Jedwabnem ) – głupi nie jestem, nie jest tak, że jak wyjechalem za chlebem, to już tylko w dupie byłem i gówno widziałem. Trudno o większą liczbę błędów, niż w przypadku krótkiej i przedwczesnie przerwanej kadencji s.p. Lecha Kaczyńskiego [ być może przerwanej własnie z powodu przetrzymywania i nieujawnienia aneksu do raportu o liwkidacji WSI ]. Ale na tle poprzednikow i następcy Lech był politykiem polskim, suwerennym i jak o nim pisze dr Cenckiewicz – realistą. Jak pisała w swoim klasycznym już artykule prof. Ewa Thompson z 2007 roku ( Kolonialna mentalność polskich elit ):
Podczas gdy adwersarze Kaczyńskich wciąż ustawiają się w kolejce po aprobatę - a to do trybunału w Strasburgu, a to do Brukseli, a to do Rzymu, a to do zachodniej prasy - Kaczyńscy starają się zachowywać tak, jak przystało na polityków państwa postkolonialnego, które wreszcie uzyskało względną niezawisłość i które zaczyna formułować swoją własną tożsamość. Takiemu procesowi naturalnie brak elegancji i wdzięku. Istnienie niezależnej Polski nie leży w niczyim interesie (z wyjątkiem samych Polaków), zaś rozparcelowanie Polski lub jej formalna tylko niezawisłość już od stuleci leży w interesie państw ościennych. Przekonanie tych państw, że tak nie jest, będzie rzeczą trudną i nieprzyjemną. W przeciwieństwie do Francji czy Niemiec, które wnoszą integralne składniki do europejskiej tożsamości, Polska jest krajem który - na pozór - żadnego takiego integralnego składnika nie wnosi. Na pozór, bo coś ważnego uchwycił chyba G.K. Chesterton, gdy pisał, że Polska jest cienką przegrodą między "bolszewicką nienawiścią do chrześcijaństwa a pruską nienawiścią do rycerskości". ( ... )
Nad Polską wciąż krąży widmo - nie komunizmu, lecz permanentnego skolonizowania. Wszystkie siły, które chciałyby utrzymać Polskę na poziomie kraju wasalnego, zawarły już jeżeli nie święte przymierze, to przynajmniej rozejm: zgodnie potępiają braci Kaczyńskich. A jeżeli tak się dzieje, znaczy to, że rząd Kaczyńskich stara się coś dla Polski robić. Jest on pierwszy, który stara się wyciągnąć Polskę z postkolonializmu. Co nie oznacza, że nie popełnia błędów i że wszystkie inicjatywy, które popiera, mają sens. Starałam się w tym artykule pokazać, że krytyka braci Kaczyńskich wykracza daleko poza ramy normalnej krytyki rządu i że forma, którą przybiera, jest odzwierciedleniem kolonialnych przyzwyczajeń najbardziej światłych skądinąd warstw polskiego społeczeństwa.
To nie jest tak, że jak na garbatego, to Lech był całkiem prosty – no chyba, że pod pojęciem garbu rozumiemy naszą postkolonialną spusciznę ( łacznie z przybierającą ostatnio coraz bardziej agresywną i totalitarną postać giedroyciowszczyzną ).
Jako prezydent kraju będącego między niemieckim młotem a ruskim kowadłem, Lech wybral jedyną chyba wówczas dostepną opcję – tzn. amerykańską. Stąd antyrosyjskie harce na wschodzie czy ostentacyjny filoeskimosizm. To, że gówno z tego wszystkiego wyszło i że Amerykanie potraktowali nas po wszystkim jak tanią dziwkę, to zupełnie inna sprawa [ i niewielkie zaskoczenie, a dziwki powinny pamietać, by kasę brać z góry, bo dołu może nie być!!! ], ale kto pamięta ówczesne gniewne pomruki z Berlina i Moskwy oraz pełną mobilizację agentury, ten wie, że Kaczor i jego PiS był dla strategicznych partnerow jak oscień w boku.
Największy zarzut, to oczywista podpisanie TL. Tu rzeczywiscie trudno usprawiedliwiać. Ale osobiscie nie pamiętam marszów czy chociażby listów poparcia dla ówczesnego prezydenta :” nie podpisuj, bądź z nami, a my będziemy z Tobą” – i dlatego poniekąd TL to również grzech naszego zaniedbania.
No dobra, ale co teraz [ w kontekscie przyszłych wyborów parlamentarnych ]?
Jak sobie przypomnę Kaczora na Majdanie między Kliczką a Tiahnybokiem to mi się niedobrze robi, ale zamiast glosowania na mimo wszystko wiąż jeszcze nie okrzeply RN, o „tylko Korwinie i monarchii absolutnej” nie wspominając, myslę, że z zacisnietymi zębami trzeba będzie jeszcze raz, być może ostatni zagłosować na PiS [ mimo straszenia wojną przez przedstawiciela Niemiec na Polskę ], przy jednoczesnym naciskaniu na szacunek dla polskich Kresów i traktowanie mieszkających tam rodaków jak Polaków takiej samej kategorii jak my.
Po wygranej konieczne będzie spolszczenie MSZ [ jak inaczej np. zmienić priorytet z diaspory na Polonię??? ], rozliczenie PO za koalicję z RAS-iem na Śląsku ... ale to już temat na kolejne 1000 wpisów.